„Artysta głodny jest o wiele
bardziej płodny” – śpiewał kiedyś Kazik Staszewski. i jest to prawda. Generalnie
jeśli chodzi o podejście do wszelakich problemów – ludzie dzielą się na
dwa typy. Pierwszy – na jaki osobiście
mam alergię – osoby załamujące się i narzekające oraz drugi – szukający ich
rozwiązań. A jeśli się nie da – trzeba na życie spojrzeć w radosny
sposób; zawsze patrzeć na jasną stronę
życia:
Niekiedy może się zdarzyć, że rozwiązanie przez taką osobę przejściowej życiowej trudności, będzie stanowiło rozwiązanie bardzo ważnego dręczącego
ludzkość problemu. A takimi problemami zajmują się, jak dobrze wiemy,
będący Atlasami i Prometeuszami współczesności, naukowcy. Którzy z różnych
powodów muszą być często całkiem niezłymi artystami… Zatem głodny naukowiec,
albo jeszcze lepiej – Biedny i Głodny Student (BiGS) pretendujący do tego
zaszczytnego tytułu – powinien być teoretycznie najbardziej płodnym twórcą. Kto
wie… Może kiedyś trafi się taki, który rozwiązując problem swojego głodu,
rozwiąże przy okazji problem głodu w Afryce i zainkasuje za to
Pokojową Nagrodę Nobla?
Mój pomysł wprawdzie problemu
głodu w Afryce niestety nie rozwiązuje, ale kto wie… może przyda się
jakiemuś przedstawicielowi społeczności BiGS… Przejdźmy zatem do sedna:
Jak zawstydzić Bear Gryllsa
i przeżyć w wielkim mieście?
Wyobraźmy sobie studenta, który
ma bardzo ograniczone fundusze. A życie w wielkim mieście, jak wiemy,
kosztuje. Nie mówiąc już o tym, że młodość jest czasem wielu szaleństw
i innych błędów. A na wszystko potrzebne są niestety pieniądze… Młodzi
adepci Królowej Nauk mogliby oczywiście pójść w ślady Walthera White’a
z Breaking Bad i zacząć Wielki Zarobek w Swoim Zawodzie.
Niestety jest to nielegalne i przez wielu postrzegane także jako
nieetyczne…
Ale nie ma, jak wiemy, sytuacji
beznadziejnych. Zawsze musi się znaleźć jakieś rozwiązanie. Czasem tylko może być
ono mniej oczywiste niż zwykle…
Dawno temu, w czasie
Powstania Warszawskiego, odciętym od jedzenia powstańcom zdarzało żywić się
Pigonami, jak z angielska zwie się czasem gołębie. O ile jakiegoś hmm…
ustrzelili. Co dobre dla wygłodniałych powstańców może okazać się również dobre
dla równie wygłodzonych Biednych Studentów… Jednakże tutaj znów – na naszej
drodze stoi kolejny wieeeelki problem. Mianowicie posiadanie broni palnej bez
stosownych pozwoleń jest niestety nielegalne… Co prawda we więzieniu karmią na
koszt podatnika, podobno całkiem nieźle, ale, jak narzekał kiedyś Anders
Breivik, dają tam zimną kawę. Jak sami widzimy, niezbyt uśmiecha się nam
przebywanie w tak nieludzkich warunkach…
Jak się zatem najeść w nieco
legalniejszy sposób? Tutaj w sukurs przychodzi nam Królowa Nauk: możemy
takiego Pigona otruć. A dobry chemik jak wiemy, dobry bimber zrobi,
truciznę przyrządzi… Zatem czegóż człowiekowi więcej do szczęścia potrzeba? Robimy
cyjanek potasu. Albo sodu. W sumie na jedno wyjdzie. Synteza nie jest
jakoś superbardzo skomplikowana. I co ciekawsze – można ją przeprowadzić używając
łatwo dostępnych odczynników – mianowicie mocznika, węglanu potasu (albo
węglanu sodu) i węgla. Mocznik jest stosowany jako nawóz, węglan sodu
można łatwo otrzymać z sody oczyszczonej przez jej termiczny rozkład.
A wungiel – chyba nie trzeba nikomu mówić. w każdym razie musimy mocno
ogrzać mocznik z węglanem. i otrzymamy cyjanian. Aż się prosi o komentarz:
taki Wöhler od d**y strony :3 (musiałem :P ).
Następnym etapem naszej syntezy
jest redukcja powstałego cyjanianu do cyjanku za pomocą węgla. Jeśli mamy taką
możliwość – może warto pokusić się o trucie Pigonów tlenkiem węgla powstającym jako produkt uboczny? Trochę
trudniejsze (a przynajmniej Czadowa Maska na wzór Maski Tlenowej albo Maski
Przeciwgazowej dla Pigona wydaje mi się
dość karkołomnym rozwiązaniem – innych pomysłów chwilowo niestety brak :P ) ale
wtedy nic się nie zmarnuje… Tak czy siak mamy już cyjanek. I od tej pory nic prostszego – mieszamy go z ziarnem i wysypujemy.
Jeśli jesteśmy w Wielkim Mieście, na pewno zaraz zlecą się Pigony, a widmo
śmierci głodowej zostanie oddalone :3
Jednakże – Śmierć niejedno ma
imię. Zwą ją czasem Kostuchą, Ponurym Żniwiarzem albo jeszcze inaczej… Tak czy
siak – śmierć głodową odpędziliśmy. Ale jest jeszcze śmierć z zatrucia
cyjankiem.
Albo wcześniej – tlenkiem węgla. Ale
chemik znajdzie rozwiązanie na wszystko… Otóż jak wiemy – czadu najlepiej nie
wdychać, a na cyjanek zawarty w Pożywnym i Smacznym (PiS hłe hłe
hłe) mięsku Pigona znaleźć jakieś antidotum. Aby zniwelować działanie trucizny
trzeba najpierw poznać sposób jej działania. Hmm… Toksyczność cyjanków bierze
się stąd, iż cyjanowodór powstający na skutek ich reakcji z kwasem solnym
zawartym w soku żołądkowym blokuje jeden z enzymów z łańcucha
oddechowego i jest śmiesznie. a jeśli komuś kto to zjadł nie jest do
śmiechu po zjedzeniu cyjanku – przynajmniej szybko i podobno bezboleśnie.
Jeśli jednak odpowiedź na ważne,
ale to zaje***cie ważne pytanie pod tytułem „Co Jest Po Drugiej Stronie?” nie
interesuje nas na tyle, żeby sprawdzać ją teraz zaraz, zajmijmy się zatem odblokowaniem
zablokowanego enzymu. Aby enzym ów odblokować – należy wprowadzić do układu,
jaki stanowi nasz organizm coś, co z czym ów cyjanek łączy się mocniej niż
z oksydazą cytochromową, bo o niej tu mowa. Albo jeszcze bardziej
perwersyjnie – wprowadzić do układu coś, co przereaguje z czymś co jest już
w organizmie, a produkt tej reakcji „oderwie” jon cyjankowy od
enzymu. i tak też się właśnie postępuje w przypadku zatrucia
cyjankami. Mianowicie stosuje się azotyn izoamylu, który utlenia hemoglobinę
zawartą w krwi do methemoglobiny, do której przyłączają się potem cyjanki
a oksydaza cytochromowa zostaje uwolniona od ich toksycznego (hłe hłe hłe)
towarzystwa. Co ciekawsze – azotyn izoamylu jest substancją psychoaktywną. Powoduje
on rozszerzenie się naczyń krwionośnych, a przez to gwałtowne obniżenie
ciśnienia krwi. Odczuwalnym efektem jest gwałtowne uderzenie krwi do głowy
i euforia, co utrzymuje się kilkadziesiąt sekund.
A za zaoszczędzone w ten
sposób na jedzeniu pieniądze można kupić wódkę. Albo tytoń fajkowy – wszak wiemy
wszyscy że szanujący się noblista musi palić fajkę. a zwłaszcza chemik.
a jako że tak jak i noblistą nie zostaje się od razu, żeby palić
w satysfakcjonujący sposób fajkę, trzeba się tego odpowiednio nauczyć.
Więc można już zacząć jako student :P
Kto wie… może kiedyś jakiś biedny
student, a przyszły noblista, siedząc przed ogniskiem rozpalonym przy
namiocie rozbitym w ogródku jakiejś instytucji naukowej (żeby zaoszczędzić
na kosztach zakwaterowania), piekąc nabitego na kijek Pigona pomyśli z wdzięcznością,
że możliwość zaoszczędzenia na jakiegoś Dunhilla albo Petersona, którego po
smacznym posiłku będzie mógł spopielać w swojej fajeczce między jednym
a drugim niuchem Odtrutki zawdzięcza właśnie mi?
I tym optymistycznym akcentem
zakończmy naszą opowieść. Aby nie niepokoiły mnie żadne instytucje i inni
obrońcy praw zwierząt dla świętego spokoju dodam, że wszystko to przeczytałem na
Wikipedii/kolega mi powiedział oraz póki co nie ucierpiał w ten sposób
żaden Pigon. I jeszcze jedno – oczywiście do niczego was nie namawiam :3
I jeszcze takie małe Post Scriptum, które zrozumieją głównie studenci chemii: Pigoń to taki Pigon z bonusem :3