sobota, 6 lutego 2016

Wszechstronny Etanol i inne substancje



Naukowcy powinni być kreatywni. Zaś umysł człowieka kreatywnego ma to do siebie, że ciągle potrzebuje stymulacji. Dlatego często musi hasać sobie po wzbudzonych stanach świadomości, niczym Koń Rafał po łące albo innej polanie. Romantyczni poeci szukali czynnika wzbudzającego stan ich świadomości nieszczęśliwie zakochując się w co bardziej niedostępnych przedstawicielkach płci, jak mówią, pięknej (pod warunkiem, że w makijażu. choć zdania są w sumie podzielone). Inni poeci kojarzeni z tym nurtem, tacy jak np. Charles Baudelaire byli nieco praktyczniejsi i w swoich wierszach zdarzało im się opiewać przedstawicielki najstarszego zawodu świata. I bynajmniej nie chodzi tutaj o zawód grabarza. Choć z drugiej strony Mariusz Gabrych ze swoją piosenką o córce tegoż, mógłby być innego zdania…


Hippisi i gwiazdy rocka szli nieco dalej… Wielu natchnień i uniesień dostarczała im Wolna Miłość (prawie jak Liebe ist für Alle da Rammsteina, no nie? :P) a także wiele niekoniecznie legalnych w danym miejscu substancji. Dla przykładu można przytoczyć niedawno zmarłego Lemmy’ego Kilmistera. Można pokusić się o stwierdzenie, że dzięki temu, iż w pewnym momencie znaleziono u niego pewien biały proszek, który wzięto za kokainę (choć była to legalna wówczas amfetamina, a konkretnie jej siarczan. ale Lemmiego i tak wywalono z poprzedniego zespołu) założył Mötorhead i stał się Legendą. Legalne czy nie, ale działało i bynajmniej niekoniecznie musi chodzić tu o tzw. klepanie.

Jak widzimy różnego rodzaju substancje (bądź co bądź chemiczne :P bo i jakie w sumie inne :P ) pomagają poetom i gwiazdom rocka. Ale co z naukowcami?
Oscar Wilde miał kiedyś powiedzieć słowa:

Ludzi nie powinno gorszyć, że poeta jest pijakiem, ale że nie każdy pijak jest poetą. 

Nie wiem jak Wam, ale mi zawsze Robienie Wielkiej Nauki kojarzyło się z poezją. A zwłaszcza Królowej Nauk – Chemii. Bądź co bądź, trzeba przyznać, że chemia jest zdecydowanie najromantyczniejszą z nauk ścisłych… Uprawiana w grożących często śmiercią albo poważnym kalectwem okolicznościach (dobra… to była lekka przesada, ale w świadomości wielu osoba parająca się Królową Nauk to nadal pochylony nad retortą z wrzącą rtęcią alchemik :P ), specyficzny klimat wymuszający celowe bądź niecelowe wdychanie rozpuszczalników… A właśnie. Rozpuszczalników. Jako rozpuszczalniki stosuje się często substancje takie jak etanol, czy eter dietylowy, tak z tych popularniejszych kojarzących się z właściwościami psychoaktywnymi. Etanolu nikomu przedstawiać chyba nie muszę… A moje doświadczenia w pracy z eterem są niewielkie. Więcej bawiłem się z tetrahydrofuranem. Czyli w sumie też eterem – tyle, że cyklicznym. Każdy, kto kiedyś pracował ze wspomnianymi rozpuszczalnikami, zwłaszcza ostatnimi dwoma wie, że kiedy się ich niechcący (mniej lub bardziej :P ) nawąchamy, to hmm… jakby to ładnie powiedzieć… W każdym razie, w skrócie mówiąc, elektrony atomu, który pochłonie stosowną dawkę energii, mogą przejść na poziom wzbudzony. Podobna rzecz się dzieje po, jak to się mówi przypadkowym, nawąchaniu się wspomnianych substancji. Umysł człowieka ląduje na nieco innym poziomie… Czy wzbudzonym można dyskutować, ale na pewno innym :P
 „Nigdy nie pij z chemikami” (ludowe przysłowie)
Wspomniałem również o etanolu. Wiele mówi się o jego negatywnym wpływie na zdrowie. To jak wiadomo prawda, ale prawda ma to do siebie że jest jak pewna część ciała znajdująca się tam, gdzie plecy kończą swą szlachetną nazwę. Każdy ma swoją.
Zdarzyło mi się mieć kiedyś zajęcia w Pracowni Chemii Jądrowej. Prowadzący opowiadał nam taką oto anegdotkę: za dawnych, dawnych czasów, za górami, za lasami, w odległej galaktyce, a mianowicie jeszcze za czasów względnie głębokiej komuny (robi się groźnie), nasi przyjaciele ze wschodu (o tych przyjaciołach to dlatego, że Konstytucja za owych czasów tak głosiła. A jak wiemy, Konstytucja Najwyższe Prawo. Jedyne Prawdziwe – prawie jak Toruńskie Pierniki :P ) przywieźli całą masę różnych substancji promieniotwórczych. Jako, że tereny leżące na wschód od Polski to bardziej stan umysłu niż tereny, dziwne by było, gdyby nic im nie wypadło. Jak wypadło – trzeba podnieść. Chwilkę po umieszczeniu preparatu (chyba kobalt-60, ale nie jestem pewny) na należnym mu miejscu naszła podnoszącego refleksja: „ups… chyba się napromieniowałem…” („вот дермо! я новерно облучился!”). Zastosował więc na to zmartwienie tradycyjne rosyjskie panaceum.

W sumie podobno wszystkie powody są dobre, żeby wypić… Ale w tym szaleństwie była metoda. Mianowicie promieniowanie jonizujące powoduje powstawanie szkodliwych dla organizmu wolnych rodników. Aby nie szkodziły, należy je jakoś zneutralizować. A bardzo dobrym „zmiataczem” wolnych rodników jest nasz poczciwy etanol. Tylko jest taki szkopuł… Najlepiej go pić przed, a nie po. Przynajmniej jeśli chcemy, żeby miał jakieś ochronne działanie :P No, ale jak podobno powiedział jakiś spóźniony na autobus osobnik, lepiej późno niż wcale…

Przykładem do naśladowania dla każdego chemika może być również przedstawiciel wspomnianej wyżej nacji. Zwany z zamiłowania do pasjansa równie wielkiego jak do chemii, co musiało się po prostu skończyć tak jak się skończyło… Mianowicie powstaniem UOP. Czyli tworu zwanego potocznie Tablicą Mendelejewa. Między innymi właśnie od jego przykładu i trybu życia wzięło się przekonanie, że chemik powinien nosić brodę, pić i dużo palić. Wyłania nam się tutaj zatem przykład całkiem rozrywkowego naukowca… Nie dość, że lubił karty (co zaowocowało zresztą jakże doniosłymi dla nauki odkryciami), dużo palił (a przyczyną jego śmierci była grypa, a nie rak :P ), to jeszcze swoja pracę doktorską poświęcił połączeniom alkoholu z wodą… mówi się nawet, że to właśnie Mendelejew uznał funkcjonujące do dzisiaj stężenie wódki za optymalne. Do tego był uwielbianym przez studentów wykładowcą. I przez pewien czas miał dwie żony naraz. Bo chemicy jak wiadomo miewają „wysokie powinowactwo do kobiet”.  Dzisiaj, możemy ubolewać lub nie, uszłoby mu to pewnie zupełnie ekhem,.. na sucho. Choć w sumie co kto lubi... Niemniej jednak w jego czasach wzbudzało to pewne kontrowersje... Ale finalnie ten numer przeszedł. Sam car miał skomentować pretensje pewnego, również mającego wysokie powinowactwo do kobiet, acz nieobeznanego z chemią, arystokraty: 

„To prawda, że Mendelejew ma dwie żony. Ale przecież mam tylko jednego Mendelejewa.”



No to co? Wszyscy zapuszczamy brody? I tym optymistycznym akcentem zakończmy ten wywód.

2 komentarze: