wtorek, 8 marca 2016

O miejscu kobiet w Kuchni Nauki

Janusz Korwin – Mikke, Naczelny Masakrator Lewaków i Innych Feministek Rzeczypospolitej, ma zwyczaj zaorywania wspomnianych feministek jednym prostym, ale za to z*****cie ważnym pytaniem:
„Jaka kobieta poza Marią Skłodowską – Curie cokolwiek naprawdę odkryła?”
Zwykle kończyło się to zamilknięciem powyższych – ale czy słusznie?

Otóż kobiet, które odkryły coś istotnego zarówno dla swojej, jak mówią piękniejszej, połowy ludzkości jak i dla jej ogółu, wbrew pozorom trochę było. Pomińmy czasy prehistoryczne – kojarzące się z  wieloma wizerunkami tzw. Wenus Paleolitycznej. Obiło mi się kiedyś o  uszy stwierdzenie, że ponoć tego typu obrazki są dowodem na to, że w owych czasach panował matriarchat… Choć mi osobiście kojarzą się z  takimi prehistorycznymi „przypinanymi dziewczynami” zwanymi z angielska pin up girls. Ale co kto lubi :3

Przenieśmy się zatem do starożytnego Egiptu. A konkretnie do czasów Kleopatry. Otóż jak wiemy, starożytni Egipcjanie byli mistrzami w technice obróbki szkła. Skorzystała z tego również Kleopatra. Która na swoje potrzeby miała ponoć przedmiot w kształcie ogromnej, grubościennej probówki wypełnionej wkurzonymi pszczołami (prawie, jak Angry Birds, no nie? :P ). Przedmiot taki wedle domysłów archeologów, doskonale mógł się sprawować jako przedmiot do masażu.


Skąd jednak przypuszczenie, że przedmiot ów był dziełem Kleopatry?

Cóż… Niestety żadne Taśmy Prawdy nie sięgają tamtych czasów, abyśmy wiedzieli to z całą pewnością… Ale często tak jest, że żeby była podaż musi być popyt prawda? Do tego jak wiemy, to nie Michaił Kałasznikow zaprojektował swój słynny karabinek; on go tylko skonstruował, a  konstrukcję narysowała żona. Podobnie zresztą jak to nie Hitler napisał Mein Kampf, tylko jego sekretarz, Rudolf Hess, a Hitler tylko dyktował. No ale Hess nie był kobietą, więc nie ma dla niego miejsca w  tym artykule. W każdym razie wniosek jest taki: w sumie to bardzo możliwe, że wspomniany przedmiot do masażu był dziełem Kleopatry. A nawet jeśli nie – stanowić ona mogła bezpośrednie ku temu natchnienie.

Jednakże gdzie tu miejsce na Królową Nauk? Nie mógłbym sobie darować, gdybym nie nawiązał do Chemii, a jak wiadomo – nie ma Chemii bez Marii.

Najbardziej znaną chyba w naszym pięknym kraju kobietą – naukowcem jest niezaprzeczalnie dwukrotna polska noblistka, Maria Skłodowska – Curie. W Polsce znana jest przede wszystkim z odkrycia radu i polonu. Notabene żałowała potem, że nie nazwała radu polonem a polonu radem. Dlaczego? Mianowicie wspomniane pierwiastki są trochę jak Jeckyll i Hyde… Rad znajdował swego czasu zastosowanie w terapii nowotworów i do produkcji farb świecących. Polon natomiast najbardziej znany jest z tego, że był użyty w zamachu na rosyjskiego dysydenta, Aleksandra Litwinienkę – został on otruty herbatą z polonem. Podobnie pojawiła się też hipoteza, ze polonem mógł zostać otruty znany palestyński przywódca, Jasir Arafat. Aby uświadomić sobie jak bardzo toksycznym pierwiastkiem jest polon i jak niewiele go trzeba, aby zabić człowieka porównajmy go z innymi truciznami: dla człowieka polon jest ok 50 tysięcy bardziej toksyczny niż cyjanowodór, 200 tysięcy razy bardziej toksyczny niż cyjanek potasu i kilkadziesiąt razy bardziej toksyczny niż okrzyknięta najsilniejszą z trucizn botulina (!), toksyna jadu kiełbasianego, pod warunkiem, że zostanie ona podana doustnie. Polon ustępuje jednak kilkunastokrotnie botulinie podanej dożylnie.

No a do tego rad znalazł swoje zastosowanie wcześniej niż polon, który zresztą w porównaniu do strasznie drogiego radu jest koszmarnie drogi. Trochę jak w tym dowcipie, w którym Polak tłumaczył diabłu jaka jest największa liczba, no nie? :P

Swoją drogą, jak już mowa o traktowaniu promieniotwórczych pierwiastków na sposób spożywczy. Kiedyś miałem okazję posmakować w jakimś małym miasteczku na południu polski wody radonowej. I o dziwo żyję :P Woda radonowa nazwę swoją zawdzięcza temu, że zawiera śladowe ilości radonu, gazu nazywanego niegdyś emanacją radową, oraz produktów jego rozkładu. Wiązało się to z tym, że radon ma bardzo dużą w porównaniu do innych gazów gęstość i po swoim powstaniu na skutek rozkładu radu – emanuje z niego, pokrywają radioaktywną warstewką okoliczne przedmioty. W każdym razie woda ta miała dość dziwny smak, niemniej jednak miała swój urok…

Niemniej jednak wróćmy do naszej opowieści… Zawsze tak bywa, że jak człowiek jest pionierem w jakiejś dziedzinie – innych boli od tego miejsce gdzie plecy kończą swoją szlachetną nazwę. Dziwny to zwyczaj; wszak nie od dzisiaj wiadomo, że tak jak Napoleon przegrał bitwę pod Waterloo przez wyjątkowo dokuczliwe hemoroidy, wszelkiej maści zawistnicy blokują sobie swoją zawiścią drogę do samorozwoju. Choć z drugiej strony pewnych przykrości z ich strony nigdy się nie uniknie jeśli cokolwiek konstruktywnego się robi; stwierdza to znany cytat:
„Miarą twojego sukcesu jest liczba twych wrogów”
W każdym razie także i nasza Maria musiała zmierzyć się z pewnymi nieprzyjemnościami – po śmierci męża utrzymywała dość bliską znajomość ze swoim współpracownikiem – Paulem Langevinem. Pojawiły się plotki, że mają ze sobą romans, a pikanterii całej sytuacji dodawał fakt, iż wspomniany delikwent miał żonę i kilkoro dzieci. Francuskie brukowce z olbrzymią lubością rozpisywały się o „cudzoziemce rozbijającej francuskie małżeństwa”. Doszło nawet do tego, że Langevin wyzwał na pojedynek na pistolety jednego z redaktorów. Jakby kłopotów z mediami było mało, żona wspomnianego wytoczyła mu proces o zdradę… Ale ogólnie to była dziwna sprawa. Ponoć w ich domu miała miejsce przemoc domowa wywołana tym, że żona nie mogła znaleźć zrozumienia dla nisko płatnej pracy męża… Znamy skądś? Prawie jak jeden z aspektów omówionych w piosence Braci Figo-Fagot:



Koniec końców Langevin obiecał żonie że nie będzie utrzymywał znajomości z Marią. A następnie… Tak. Dobrze myślicie. Znalazł sobie kochankę. Zresztą w bezpiecznym gronie swoich studentek.

Wiele lat później Maria Skłodowska – Curie zmarła na białaczkę wywołaną długoletnią ekspozycją na promieniowanie.

Inną ofiarą promieniowania i kobietą, która oddała niewątpliwe zasługi nauce była krystalograf Rosalind Franklin. Znana jest przede wszystkim z tego, że jest współodkrywczynią struktury DNA. Jednakże i w tym przypadku nie mogło obejść się bez rozmaitych syfów i niejasności. Nie ulega wątpliwości, że bez wykonanych przez nią pomiarów James Watson i Francis Crick nie dostaliby Nagrody Nobla. Albo przynajmniej mieliby z tym o wiele więcej problemu. Pikanterii całej sytuacji dodawał fakt, że ponoć wspomniani nobliści mieli skorzystać z wyników jej pomiarów bez konsultacji z nią… Cóż. W nauce zawsze działy się czasem dziwne rzeczy tego typu i co gorsza do dzisiaj się zdarzają :P Niemniej jednak Franklin nie została uwzględniona jako odkrywczyni struktury DNA na noblowskich papierach, choćby i dlatego, że w momencie przyznania Nagrody Nobla za powyżej wspomniane odkrycie od kilku lat już nie żyła… Zmarła na raka, co, bardzo możliwe, że było spowodowane nadmierną ekspozycją na promieniowanie rentgenowskie podczas wykonywania pomiarów. Heroizmu jej postaci dodaje fakt, iż praktycznie do samego końca, świadoma swojego stanu wykonywała pomiary Ad Maiorem Scientiae Gloriam.

Btw. Wspominałem, że Crick był zwolennikiem legalizacji narkotyków i twierdził, że odkrycie struktury DNA ludzkość zawdzięcza m.in. temu, iż zażywał w owym okresie LSD? :P

Żeby nie było tak monotonnie, ostatnią już bohaterkę naszej opowieści uśmiercimy w inny sposób. A co! 
„Żeby życie miało smaczek, raz promieniowanie, raz Rtęć :3”
Jedną ze sławnych trucizn spośród panteonu związków Rtęci jest dimetylortęć. Związek ten jest powszechnie używany jako wzorzec w spektroskopii 199Hg i 201Hg NMR. Tym też zajmowała się prof. Karet Wetterhahn, znana jako najsłynniejsza ofiara dimetylortęci.

Co jest najbardziej upiorną cechą tego związku? Nie przeraźliwa toksyczność. Są znane dużo silniejsze trucizny. Moim zdaniem najbardziej upiorną cechą dimetylortęci jest fakt, że przenika przez typowe zabezpieczenia stosowane w laboratoriach mniej więcej tak, jakby ich nie było… A do tego objawy zatrucia uwidoczniają się dopiero kilka miesięcy po przyjęciu dawki śmiertelnej… Takie też zabezpieczenia stosowała jako doświadczona toksykolog nasza bohaterka. Pewnego pięknego dnia, stłukła się jej półmililitrowa ampułka z tym związkiem. Zgodnie z obowiązującymi zasadami bezpieczeństwa pozbyła się zanieczyszczonej odzieży. Ale po upływie kilku miesięcy pojawiły się u niej objawy zatrucia rtęcią. Na podstawie zapisów w dzienniku laboratoryjnym zostało to powiązanie ze wspomnianym zdarzeniem. Niestety stężenie dimetylortęci w jej organizmie było tak wysokie, że w żaden sposób nie udało się jej uratować nawet za pomocą intensywnej terapii chelatowej stosowanej zwykle przy zatruciach metalami ciężkimi i po upływie prawie roku od zdarzenia zmarła. Dzięki tym wydarzeniom dokładnie przebadano stosowane w laboratoriach środki bezpieczeństwa pod kontem skuteczności ochrony przed dimetylortęcią. Dzisiaj przy pracy z tym związkiem stosuje się środki specjalnie dedykowane do tego celu.

Zrobiło się trochę, nomen omen, sztywna atmosfera. A więc pora na jakiś żarcik. Zatem: 

Pamiętajcie! Kopernik również była kobietą!


I tym optymistycznym akcentem zakończmy naszą opowieść.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz