Sen jest rzeczą jak najbardziej pożądaną i pożyteczną. Każdy
może się o tym przekonać w sposób bardzo dobitny np. po nieprzespanej nocy albo
kiedy od dłuższego czasu śpi zbyt mało… Stephen King w swojej książce Bezsenność sugerował, iż brak snu może
spełniać rolę swego rodzaju wrót percepcji i przenosić człowieka do całkiem
nowego, więcejwymiarowego świata. Coprawda była to fikcja literacka, ale w każdej fikcyjnej rzeczy da się znaleźć coś prawdziwego… Jak wiemy, działaniem
naszych organizmów rządzi biochemia. Reakcje w mózgu sprawiają, że przeżywamy
rozmaite stany emocjonalne, np. zakochujemy się czy cieszymy, zachodzenie
innych reakcji powoduje, że chce nam się np. spać. Skoro są reakcje, muszą być
jakieś reagujące substraty… Co jest takimi substratami? Wiele z naturalnie syntezowanych
w ludzkim organizmie substancji, gdybyśmy np. zabili ileś tam osób i wyekstrahowali je z nich, mogłoby nas w razie złapania przez policję
zaprowadzić do więzienia… i bynajmniej morderstwo nie byłoby tutaj jedynym
powodem :P
Zatem czy jeśli pozbawimy ludzki mózg na dłużej dostępu do
endogennych substancji psychoaktywnych, takich jak dimetylotryptamina (DMT),
zobaczymy prawdziwą rzeczywistość? Co jest prawdziwą rzeczywistością? I wreszcie – razem z Piłatem – zapytajmy: „Cóż to jest prawda?”
Możemy spytać również w drugą stronę – a co jeśli to nie
brak takich substancji, a ich obecność jest wrotami percepcji? Co jeśli naturalnie
syntezowane przez cudowne biochemiczne fabryki jakimi są nasze organizmy
umożliwiają nam wejście na wyższe poziomy świadomości? Wiele sytuacji zarówno z
życia codziennego jak i z historii nauki daje nam pod tym względem wiele do
myślenia…
Za narodowe ZUO Rzeczypospolitej swego czasu (zanim stał się
nim Behemoth) uznawany był KAT. Wspomniana kapela nagrała kiedyś album Ballady, wypełniony, niczym pewien
pączek miłością, jak sama nazwa wskazuje – balladami. Jedną z nich był utwór o poetyckiej nazwie Legenda wyśniona:
Czy jednak Królowa Nauk, której służymy, nie jest kobietą, a wiec czyż nie pasuje do niej określenie „dziewczęcy
duch Bogini Ziemi”? Czyż nie odnosi się bezpośrednio do badania zależności
i praw rządzących oddziaływaniami między substancjami z jakich jest złożona (i
nie tylko) nasza planeta? I wreszcie – czyż ze względu na specyfikę
okoliczności odkryć jakie legły u podłoża wspomnianej nauki, nie jest swego
rodzaju legendą wyśnioną? A nawet więcej niż legendą…
Cofnijmy się jednakże do czasów niezwykle odległych, wręcz
legendarnych i romantycznych. Czasów, kiedy zamiast nowoczesnych czujników dymu
i innych wkurzających ustrojstw, bezpieczeństwa w laboratorium pilnował kanarek.
Nie pytajcie, czy przez analogię, posiadania biletów w zapewne nieco większych
od wielu laboratoriów tramwajach konnych pilnował wtedy kanar, bo nie mam
pojęcia. Niemniej jednak czasy tamte były o wiele romantyczniejsze. A konkretnie
połowa XIX wieku. Jeszcze konkretniej rok 1866.
XIX wiek był czasem dynamicznego rozwoju nauk
przyrodniczych, a więc także i chemii. Od przeprowadzenia przez Friedricha
Wöhlera pierwszej syntezy związku organicznego (mocznika) ze związków nieorganicznych,
dział chemii zwany chemią organiczną przestał być tylko chemią związków
naturalnych, zatem od pierwszej połowy XIX wieku nazwa dziedziny zajmującej się
chemią połączeń węgla jest li tylko historyczna. Choć niemniej odkrycie Wöhlera
sprawiło, że jest ona jeszcze bardziej fascynująca. Zafascynowany był nią też
jego imiennik, niejaki Friedrich August Kekulé. Przez długi czas głowił się nad
strukturą benzenu, który był (i w sumie nadal jest) dziwnym związkiem… Mianowicie
ustalony doświadczalnie stosunek atomów węgla i wodoru wynosi 1:1. Co sugeruje
obecność wiązań wielokrotnych. W znanych wówczas węglowodorach mających budowę
łańcuchową pojawienie się takich wiązań sprawia, że związek ten jest bardzo
reaktywny, gdyż wiązanie wielokrotne łatwo może ulec rozerwaniu np. w obecności
atomów chloru czy bromu i przyłączeniu wspomnianych. Jednakże z benzenem było
inaczej… Pomimo obecności wiązań wielokrotnych nie był zbyt reaktywny.
Nasz bohater ciągle myśląc nad wspomnianym problemem był nim tak zaaferowany,
że nawet śpiąc nie przestawał o nim myśleć. Aż w końcu przyśnił mu się sen,
który przeszedł do historii nauki: wąż gryzący się w ogon. Dla osób cierpiących
na ofidiofobię byłby to pewnie najgorszy koszmar. jednakże dla Kekulégo
stanowił rozwiązanie zagadki – przebudził się i zaczął intensywnie myśleć, co
będzie, jeśli benzen ma strukturę cykliczną… Później stwierdzono, że wiązania
pomiędzy atomami węgla w benzenie mają długość pośrednią między wiązaniami
pojedynczymi i podwójnymi. Jest to tłumaczone obecnością zdelokalizowanych
wiązań π, czyli wiązań powstałych na skutek bocznego nakładania się orbitali. Wiązanie pomiędzy każdym węglem w benzenie jest równocenne, a długość tego wiązania jest pośrednia pomiędzy długością normalnego wiązania pojedynczego i podwójnego. Nieważne zresztą. Dla chemików to jasne i oczywiste, a niechemików nie będę
zanudzał zbyt szczegółowymi i zbyt abstrakcyjnymi opisami, kiedy nie jest to
absolutnie konieczne. Niemniej jednak gryzący się w ogon Wunsz przeszedł do
chemicznej popkultury i podziwiać go możemy choćby w logu Polskiego Towarzystwa
Chemicznego:
To tyle jeśli chodzi o chemię organiczną… Ale czyż i chemia
nieorganiczna nie ma swojej legendy wyśnionej? Okazuje się, że owszem. Ma. I to
nawet bardziej rozpoznawalną niż struktura benzenu. Mianowicie – Układ Okresowy
Pierwiastków. Przenieśmy się zatem trzy lata później – do roku 1869. Na
petersburskim uniwersytecie jednym z wykładowców jest wspominany przeze mnie
wcześniej niejaki Dimitrij Mendelejew. Miłośnik własnoręcznie robionych papierosów
i gry w pasjansa. Nie jest obecnie znany wpływ pierwszej ze wspomnianych rzeczy
na jakiekolwiek odkrycia naukowe… Niemniej jednak wystarczyła druga. Mendelejew
pracował nad nowym podręcznikiem dla swoich studentów. Jako, że z powodu
zapracowania i braku czasu, nie mógł sobie pozwolić na wysypianie się, był
coraz bardziej zmęczony… Aby się odstresować układał sobie pasjansa, nad którym
zdarzyło mu się przysnąć. Przyśniły mu się tańczące pierwiastki, których układ
skojarzył mu się z pasjansem. A nieco konkretniej – z pasjansem, w którym
brakuje niektórych kart. Zaraz przystąpił do pracy – polegającej na układaniu
pasjansa z 63 znanych wówczas pierwiastków chemicznych. W niektórych miejscach pozostawił
wolne miejsca. Odkrycie to bazowało na skojarzeniu, że wśród pierwiastków
regularnie powtarzają się niektóre ich właściwości. Na przykład, złoto pod
względem chemicznym jest podobne do srebra czy miedzi, a np. sód do potasu.
Początkowo jego teoria, tak samo zresztą jak było z odkryciami Wöhlera czy Kekulégo,
spotkała się z dość chłodnym przyjęciem… Niemniej jednak, kiedy pozostawione
przez Mendelejewa luki zaczęły się zapełniać, o dziwo pierwiastkami o własnościach bardzo podobnych do przewidzianych przez niego, Układ Okresowy
Pierwiastków, zwany potocznie na cześć odkrywcy Tablicą Mendelejewa, znalazł
sobie zaszczytne miejsce w panteonie najdonioślejszych chemicznych odkryć
wszechczasów.
Zatem nasuwa się dość ciekawy wniosek – drzemka w pracy może
bardzo pozytywnie wpływać na produktywność. I tym optymistycznym akcentem
zakończmy naszą opowieść.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz