niedziela, 17 stycznia 2016

Ab ovo...

Tak więc wypadało by od czegoś zacząć... Podobno nie należy zaczynać zdania od "tak więc", ale jak twierdził Koleś Git, zasady są dla frajerów.

Tak więc zaczynamy. Studiuję na Wydziale Chemii UMK w Toruniu.  Prowadzę też pewne póki co skromne badania na Katedrze Chemii Nieorganicznej i Koordynacyjnej wspomnianego wyżej wydziału. Ale o tym kiedy indziej. Aktywnie udzielam się również w Studenckim Kole Naukowym Chemików działającym na tym samym wydziale. Ale o tym też kiedy indziej.

Teraz kluczowe pytanie: jak to się wszystko zaczęło? Aby na nie odpowiedzieć cofnijmy się do dawnych czasów. Mianowicie do początku lat dwutysięcznych. Pewien około ośmioletni dzieciak (który wtedy obraziłby się za to określenie, niemniej jednak dzisiaj możemy pozwolić sobie na takowe bluźnierstwo) mieszał sobie radośnie wszystko co znalazł pod ręką. Aż zmieszał sok z cytryny i sodę oczyszczoną. Mieszanina reakcyjna zaczęła się gwałtownie pienić. Wspomniany dzieciak tak się tym, ekhem..., podjarał, jakby dokonał epokowego odkrycia i miał za to zaraz dostać Nagrodę Nobla. Później zdał sobie sprawę, ze na wspomnianą nagrodę w kategorii "Chemia" byłoby to trochę za mało... choć z drugiej strony na Pokojową, rzecz jasna przy zachowaniu pewnych trendów, już niedługo mogłoby starczyć aż nadto. W każdym razie uzależnił się od tego uczucia aż tak, że postanowił zostać chemikiem, by szukać coraz mocniejszych chemicznych podniet.

Tym ośmioletnim dzieciakiem byłem ja. I szczycę się tym, że udało mi się Go we mnie zachować. Dzięki temu mogę z całą radością dziwić się wszelakim chemicznym procesom. Bo chemia jest wszędzie. I o tym będzie ten blog. O otaczającej nas Chemii, w mniej lub bardziej poważnym wydaniu,

2 komentarze: