poniedziałek, 18 stycznia 2016

Rtęć, kobiety i śpiew

Swego czasu pewien amerykański chemik, pochodzenia (a jakże) rosyjskiego, Alexander Shulgin, napisał książkę Phenethylamines I Have Known And Loved: A Chemical Story Of Love, czyli Fenyloetyloaminy, które poznałem i pokochałem: chemiczna historia miłości. Książka została tak ciepło przyjęta przez miłośników podróżowania po różnego rodzaju wzbudzonych stanach swoich umysłów, że po jakimś czasie wydana została kontynuacja, tym razem poświęcona tryptaminom. 

Ja nie byłbym sobą, gdybym także nie miał swojej Chemicznej Historii Miłości. A gdyby zrobić dokładny rachunek sumienia, byłoby ich nawet więcej… I to dużo więcej… Niemniej jednak we wpisie tym chodzi mi o Rtęć. Pierwiastek o liczbie atomowej 80, charakteryzujący się obok obrosłej wieloma legendami i zaduchem kostnic toksyczności, szeregiem ciekawych i nietypowych właściwości. 

35j0zj.jpg
Btw. Jak już mowa o klimatach w stylu Forever Alone w zestawieniu z Rtęcią... Niejaki Isaac Newton swego czasu miał z nią pewien dość nieprzyjemny epizod. Ale o tym kiedy indziej ;) 


Ale nie o nich jest ten artykuł. Jak się okazuje, jeszcze bardziej nietypowe mogą być sposoby, na jaki metal ten i jego związki były wykorzystywane na przestrzeni dziejów. Zastosowania takie jak materiały wybuchowe, wszelkiego rodzaju aparatura od termometrów zaczynając, na przełącznikach przechyłowych kończąc, czy wreszcie produkcja metali alkalicznych, jakkolwiek pasjonujące, zostawmy sobie na inny wpis. Teraz zajmijmy się czymś godnym ludzi naprawdę odważnych…


Podobno dwie rzeczy są nieskończone. Wszechświat i ludzka głupota. Po pewnym namyśle moglibyśmy dodać jeszcze, że nieskończona jest ludzka kreatywność, zwłaszcza jeśli chodzi o pomysły w jaki sposób można się „zabawić”. Robi się groźnie, prawda? Tylko po co tu jeszcze ta rtęć i co to ma do zabawy, cokolwiek pod tym słowem się nie kryje? Ano, jak się okazuje, całkiem sporo.

Przenieśmy się teraz do czasów starożytnych. Już wtedy znany był cynober – minerał charakteryzujący się intensywnie czerwoną barwą. Z chemicznego punktu widzenia siarczek rtęciowy. Używali go malarze do tworzenia swoich dzieł, używała też i płeć, jak to się mówi, piękna. Do malowania się… A konkretnie był on ważnym składnikiem szminek… Nie pytajcie dlaczego kobiety, bo to o nich tutaj mowa, malują się, skoro są płcią, jak to się mówi piękną… Do dzisiaj tego nie potrafię zrozumieć, choć żyję na tym marnym ziemskim łez padole już ładne dwadzieścia parę lat. Ja wiem, wieeeem. Podkreślanie swojej urody, zwracanie uwagi płci przeciwnej (co jest istotne zwłaszcza dla przedstawicielek najstarszego zawodu świata i innych Izabel Łęckich) i inne takie. Możemy dojść tutaj do pewnego konsensusu: wszystko jest dla ludzi, no ale bez przesady… Bo jeśli dojdziemy do przesady, może się to skończyć niekoniecznie sympatycznie… A swoją drogą. Słyszałem kiedyś, że podobno kobieta w swoim życiu zjada kilka kilogramów szminki… Nie wiem, ile jest prawdy w powyższym stwierdzeniu, ale perspektywa zjadania takich ilości bądź co bądź bardzo słabo rozpuszczalnego w wodzie, ale zawsze związku rtęci, brzmi jak dość średni, kolokwialnie mówiąc pomysł, prawda? Choć z drugiej strony… Okazuje się, że toksyczność siarczku rtęciowego jest znikoma. I choć obecność w produkcie trafiającym w końcu do przewodu pokarmowego, związku tego skądinąd sympatycznego pierwiastka nie napawa optymizmem, nie powinno się to skończyć falą zatruć. 

Postawmy się zatem na miejscu starożytnej kobiety: nie otruła się szminką, a do tego zwróciła na siebie uwagę wielu przedstawicieli płci podobno brzydkiej (pewnie dlatego brzydkiej, że nie malując się, nie wytrzymują konkurencji :P ). Sam zysk, nieprawdaż? No ale takie zwrócenie na siebie uwagi może się skończyć przedłużeniem gatunku. A to nie w każdej sytuacji było mile widzianą konsekwencją. Ale od czego jest Dobra Ciocia Rtęć? Parę łyczków i jedziemy. Tak! Dobrze widzicie. Skutecznym środkiem antykoncepcyjnym dla kobiet jest wypicie kilku mililitrów metalicznej rtęci. Zapytacie się: no dobra. Ale jak to działało? 

Otóż metaliczna rtęć ma to do siebie, że paruje. Podobnie zresztą, jak woda ma to do siebie, że spływa z terenów objętych powodzią do rzek i Bałtyku. Jej pary kiedy dostaną się do płuc, mogą przeniknąć dalej do krwi, a wraz z nią rozprzestrzenić się po całym organizmie. Dzięki wyjątkowo silnemu chemicznemu powinowactwu do siarki, rtęć może przyłączyć się do cząsteczek aminokwasów siarkowych, metioniny i cysteiny, niszcząc strukturę białek. Kiedy rtęć przedostanie się do krwi płodu, nie ma on najmniejszych szans. Działa? Działa. A jak wiemy – „jeśli coś wygląda głupio, ale działa – to nie jest głupie”. Rzecz jasna omawiany specyfik miał szereg działań ubocznych. Jednym z charakterystycznych objawów zatrucia rtęcią, poza np. zmianami osobowości (a swoją drogą. Wiecie, że Szalony Kapelusznik z Alicji w Krainie Czarów mógł mieć rtęcicę? tenże fakt stanowił natchnienie przy wymyśleniu nazwy tego bloga), osłabieniem czy zaburzeniami koordynacji ruchowej jest uczucie jakoby było się na permanentnym kacu. Czyli ból głowy i te sprawy. Brzmi znajomo? Możemy pokusić się tutaj o małe subiektywne zestawienie efektów ubocznych Jej Wysokości Rtęci (jak była zwana przez poetów z epoki) i Współczesnych Środków Antykoncepcyjnych. 

Współczesne Środki Antykoncepcyjne
Jej Wysokość Rtęć
„boli głowa”
boli głowa
mogą powodować tycie
nie powoduje tycia

Ha! I co jest lepsze!? Odpowiedzcie sobie sami/same.
Ale jeśli ktoś z was zechce spróbować, niech to robi na własną odpowiedzialność i nie kabluje na mnie świętemu Piotrowi albo nie daj Boże komuś wyżej postawionemu, że to ja podpowiedziałem...

Im dalej w las, tym więcej drzew.
 Tak głosi popularne przysłowie. Otóż rtęć nie broni nas przed wszystkim… Nawet przy jej zastosowaniu, mogą pojawić się pewne nieprzewidziane okoliczności. Jedną z nich, jest NPG, czyli Nieplanowane Przedłużenie Gatunku. Konkretniej mówiąc, pojawienie się na świecie nowych istot ludzkich. Wkurzające jest w nich to, że ząbkują. To z kolei sprawia, że są bardzo hałaśliwe. Co nie do końca może odpowiadać nieco starszym istotom ludzkim odpowiedzialnym za ich zaistnienie. Aż by się chciało zacytować Stworzyłem piękną rzecz KAT-a, nadwornego ZUA Rzeczypospolitej zanim stał się nim Behemoth: „Mierzi mnie ich wrzask. Dobrze, gdy już śpią”. Nic prostszego! Chemia rtęci znów idzie nam w sukurs. I to w nie byle jakiej odsłonie, bo pod rękę z ChZN, czyli Chemią Związków Naturalnych. Konkretnie chodzi o kalomel wymieszany z opium. Stosowany jako niezwykle efektywny Proszek na Ząbkowanie dla Dzieci. Jak to działało? Już tłumaczę. Kalomel, czyli chlorek rtęciawy (swoją drogą związek o dość ciekawej strukturze, odsyłam do literatury typowo naukowej) ma działanie przeczyszczające. „Przeczyszczone” dziecko jest wyczerpane, w związku z czym nie ma już siły wrzeszczeć. Efekt pogłębia usypiające działanie opium. I tak, dziecko zamiast przeżywać NKZ, czyli Niezmierzone Katusze Ząbkowania, niczego nieświadome spokojnie sobie zasypia.

Powiecie: przecież to nieludzkie traktować małe dzieci takimi specyfikami! No zgadza się… Ale nie zapominajmy, że jeszcze nieco ponad sto lat temu heroina była „nieuzależniającym środkiem przeciwkaszlowym dla niemowląt”, a do tego wiele z współcześnie stosowanych w różnych celach specyfików może mieć długofalowe straszliwe działania uboczne… Ja rozmyślając o tego typu zastosowaniach prostych i względnie łatwo dostępnych związków chemicznych czuję przede wszystkim ogromny szacunek dla kreatywności naszych naukowych przodków…

Inną niż NPG konsekwencją zbyt niefrasobliwego podejścia do pewnych czynności może być zarażenie się chorobami wenerycznymi. Wprawdzie wszyscy, jak wiemy, jesteśmy zarażeni śmiertelną i nieuleczalną chorobą weneryczną zwaną życiem, ale o tym było w poprzednim punkcie. Teraz chodzi mi bardziej o kiłę, zwaną też syfilisem. Współcześnie takie przypadłości leczy się antybiotykami. Jednak nie zawsze były one znane… Zanim się pojawiły, wykorzystywano w tym celu specyfik zwany szarą maścią. Była ona niczym innym, jak metaliczną rtęcią rozdyspergowaną w lanolinie bądź wazelinie, zależnie od receptury. W przypadku kiły miał on dość ograniczoną skuteczność, gdyż jak się potem okazało, rtęć wykazuje działanie bakteriostatyczne nie zaś bakteriobójcze. Oznacza to, iż szara maść nie zabijała wszystkich drobnoustrojów, a jedynie hamowała ich namnażanie. Za to wprost nieoceniona była w przypadku walki z wszawicą. Pomimo swojej toksyczności, była stosowana do bardzo niedawna, bo do lat 80. ubiegłego wieku. Znalazła dość silny odzew w popkulturze. W czasie okupacji niemieckiej podczas drugiej wojny światowej popularna była piosenka: 

Najlepsza jest szara maść, 
Nie trzeba jej dużo kłaść;
Nacierać wszędy
Aż zginą mendy.
Inną manifestacją tego specyfiku w popkulturze był album Lombardu o nazwie Szara maść. Polecam zwłaszcza męskiej części czytelników. 

Dotarliśmy do końca naszych rtęciowych rozważań. Pomimo tego, iż były one przydługie, daleko im do wyczerpania tematu zastosowań tego fascynującego pierwiastka i jego związków. Na pewno jeszcze kiedyś wrócę do drążenia tego tematu. 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz